Późny wieczór, powoli kończy się zwyczajny dzień. Chociaż trochę wymieszany z jasnymi barwami, to jednak szary dominuje i zaskakująca staje się tylko prędkość upływających godzin. To taki zwykły dzień, który jest radosny (dla większości pewnie byłby całkowicie taki), ale i zarazem smutny. Gdy większość twoich psich przyjaciół czuje się dobrze lub szczęśliwie, jest zadowolonych, wyhasanych i wybawionych, a jednak znajduje się coś, a raczej ktoś, kto psuje, nie z jego winy, twoją wewnętrzną radość. Ten jeden pies. Co z tego, że bawi się jak szalony, skoro jego pazury są za długie o kilka cm, jego uszy, którymi trzepie co chwile są brudne i mają stan zapalny, ma problem z oddychaniem i zalegającą ropę przy oczach? Zastanawiam się kiedy taki pies był na kanapie u boku swojego opiekuna bądź doświadczył jakiejkolwiek czułości? Może wtedy, kiedy był szczeniakiem? Świat przestaje być piękny i beztroski, gdy widzisz takiego psa, który ze szczęścia, że może pobyć w końcu z kimś, kto go rozumie, robi najszybsze kółka świata, ledwo łapiąc oddech.
Spotkanie zaniedbanego psa stało się dla mnie normalnością, chociaż nie pracuję w schronisku dla zwierząt ani nie zajmuję się interwencjami. Najbardziej żałuję tego, że zwierzęta pozbawione są mowy łatwej do odczytania przez ludzi. Gdybyśmy lepiej je rozumieli, być może wymówione przez nich słowa „tu mnie boli” i „naprawdę Cię teraz potrzebuję”, skutkowałyby natychmiastową i automatyczną reakcją niesienia im pomocy. Tak jak robią to ludzie, gdy dziecko płacze i woła o pomoc.
Wśród rozmerdanych ogonów często bywa tak, że jeden wcale nie buja się wesoło. Nie należy do ciała, które ma się dobrze. Chociaż może należeć do zdrowego ciała, to i tak obawia się, że ktoś zaraz je skrzywdzi. Choć zawsze porusza się w taki sposób, by przekazać informacje innym, świadomie bądź nie, to nie zawsze jest rozumiany przez ludzi lub też inne psy. Zwykle wiem, co odpowiedzieć posiadaczowi ogona, ale są tacy, których trzeba rozszyfrować – po psiemu.
Nie ufam wszystkim ludziom, których dobrze znam, nawet jeśli znajomość trwa kilka lat. Taka już jestem. Ufam za to przyjaciołom, którzy nie zawiedli mnie nigdy i zawsze przy mnie byli. Trudno więc jest wymagać od psa pozytywnego nastawienia i czułości po kilku dniach czy godzinach znajomości. Rozumiem to. Ma do tego prawo.
Jak dobrze, że większość psów ma długie ogony… są one ważną częścią całkiem sporej układanki psiego ciała, którego potrzeby, emocje i sygnały czasem naprawdę trudno dobrze odczytać. Jedyne czego jestem pewna, to że im więcej wiem, tym wiem mniej i na wszystko mam ochotę odpowiedzieć „to zależy”. Niezwykłe jest to, że zwierzęta są tak różne. W ogóle zwierzęta są niezwykłe.
Nie patrzę na mokre noski jak na podobne do siebie komputery, które wyświetlają mi informacje na monitorze o aktualnym stanie aktualizacji, o zapchanych folderach czy ewentualnych wirusach. Innymi słowy „rób tyle, ile wymaga system i nie wnikaj w potrzeby wyższej rangi dopóki oprogramowanie nie padnie bądź zacznie się zacinać”…
Pies to dla mnie istota pełna bardzo różnych emocji komunikowanych na wiele sposobów, pełna potrzeby zrozumienia i rozmowy psim językiem. Pies to istota, która czasem potrzebuje, by ktoś zwyczajnie „potrzymał ją za rękę”.
Przyszedł jeden z nich. Porusza małym ogonkiem szybkim tempem, prawie samym koniuszkiem.
- Mówię „Nie bój się kochanie…”.
- Podchodzę bliżej.
- Odpowiada kładząc grzbiet na podłodze i pokazując brzuch.
- Robię krok do tyłu.
- Podchodzi dwa kroki do mnie i znowu się kładzie.
- Uśmiechając się lekko, cała rozluźniona głaszczę leciutko brzuszek ogonka.
- Dostaję liźnięcie w dłoń i lewą przednią łapę.
- Powoli przestaje się trząść i wpycha mi głowę w żebra, serdecznie wzdychając.
- Zaufał mi.
- „Chodź, ja cię rozumiem. Pokażę Ci świat inaczej…”.
Tak, miejsce dla psa jest w sercu człowieka.